samochodzik-i-templariusze-youtube Nowe Przygody 1970 - lewo
   


"Niesamowity dwór" - ciekawostki


Recenzja | Wydania | Ciekawostki | Zmiany |


  1. Rozdz. I: "młody człowiek, lat chyba dwudziestu dwóch (...) zwrócony twarzą do dziewczyny, która zajmowała fotel obok. Miała chyba również nie więcej niż dwadzieścia dwa lata" - oto pierwszy opis Bigosa i panny Wierzchoń. To "chyba" jest dość asekuranckie, w każdym razie lepiej byłoby chyba nie podawać wieku aż tak dokładnie, skoro zaraz potem panna Wierzchoń mówi: "tacy jak my: dopiero po studiach". Nawet uwzględniając to, że w latach sześćdziesiątych szkoła podstawowa była siedmioletnia, to po doliczeniu czteroletniego liceum i pięcioletnich studiów, powinni mieć teraz po dwadzieścia trzy lata. Ale różnica w wyglądzie oczywiście byłaby żadna...
  2. Rozdz. I: "Panna Wierzchoń przezornie zabrała ze sobą kołdrę i poduszkę." Lecz tuż przed wyjazdem do Janówki Tomasz widzi ją "jak szła ulicą, objuczona dużą walizką. (...) Położyłem jej walizkę na tylnym siedzeniu". Jakaś mała poduszka z powodzeniem mogła się do tej walizki zmieścić, ale kołdra? [C Ewa Guesne]
  3. Rozdz. II: "Kominek ten należy chyba przypisać architektowi Vincenzo Brennie..." - mówi Tomasz. Dzięki słówku "chyba" uniknął całkowitej wpadki, jednak jako wybitny znawca historii sztuki powinien od razu odrzucić taką możliwość, jako że Brenna żył w latach 1745 - 1820, a w Polsce przebywał od 1780 do 1783 roku (wg Encyklopedii PWN). A przecież na początku rozdz. II jest w opisie dworu zdanie: "Pod trzema środkowym oknami pierwszego piętra biegnie malowany fryz przedstawiający gryfy z wazami i datą: 1821 rok." Data budowy dworu była już więc znana. Należałoby więc raczej powiedzieć, że kominek jest w stylu Brenny. [C Jacek Białecki]
  4. Rozdz. II: "Ściany i sufit wyłożone boazerią dębową czarną, która na suficie tworzy ogromną gwiazdę z klepek o kilku odcieniach czerni. Ze środka gwiazdy zwisa żyrandol szklany" - taki opis biblioteki zapisuje w brulionie Bigos. A jak się ma jego opis do informacji z początku rozdz. II: "Na piętrze w bibliotece owalny plafon przedstawiający Zeusa na Olimpie, w ramie o dekoracji pompejańskiej." O tej i innych niejasnościach związanych z wnętrzami dworu można by pisać jeszcze więcej.
  5. Rozdz. II: "Nie mogło być mowy, abym każdą pozycję z katalogu sprawdzał (...), książek było bowiem dokładnie 5428." Ale kiedy tego samego dnia rano Tomasz po raz pierwszy przegląda katalog, mówi: "Rozdział trzeci: Księgozbiór. Wynika z niego, że Czerski posiadał prawie pięć tysięcy książek." No to ile ich w końcu było w tym katalogu?
  6. Rozdz. IV: "Miasteczko P. w województwie łódzkim jest ładne i posiada pewne tradycje historyczne. (...) pognała mnie do P. moja skłonność do urzędniczenia. (...) długo jeździłem po ulicach P. (...) Kawiarnia "Pod Ormianinem" mieści się w zabytkowej kamieniczce na Starym Rynku." - mówi Tomasz. Ale już w rozdz. VIII zgaduje on: "Panna Marysia wsiadła do samochodu i pojechała do Piotrkowa na czarną kawę w lokalu "Pod Ormianinem"?", a do tego jeszcze w rozdz. XI mówi do Marysi: "gdy tylko spotkałem Baturę w kawiarni w Piotrkowie". Już na tym przykładzie widać, że Nienacki odrobinę się zagmatwał, próbując ukryć prawdziwą nazwę miejscowości.
            Drugi przykład znajduje się w rozdz. VIII, gdzie Zosia mówi: "facet z valconem (...) zamieszkał chyba gdzieś bardzo niedaleko. Może w hotelu w Piotrkowie?" A w rozdz. XI Tomasz widzi, że Marysia "Telefonuje do P." i jeszcze potwierdza to w rozdz. XII: "panna Marysia zadzwoniła do Batury, do hotelu w P." Oczywiście Batura nie był właścicielem valcona, obaj panowie mogli mieszkać w różnych miejscowościach i w różnych hotelach, choć to mało chyba prawdopodobne.
            Dla pewności więc jeszcze trzeci przykład. W rozdz. X dyrektor Marczak mówi najpierw: "postanowiłem przenocować we dworze, a kierowcę z wozem odesłałem do Piotrkowa, bo jest tam wygodny hotel." To samo czytamy w rozdz. XI: "Dyrektor Marczak odesłał z powrotem do Piotrkowa swój samochód i kierowcę". Ale już w rozdz. XII Marczak mówi: "Zadzwonię do P. po swój samochód"
  7. Rozdz. IV: "Mam na oku sekretarzyk z osiemnastego wieku (...). U Czerskiego też bywałem. Kiedyś nawet kupiłem od niego piękne biureczko typu >bonheur-du-jour<." - opowiada Batura. A przecież w rozdz. II panna Wierzchoń zauważyła, że: "zamiast przepięknego sekretarzyka damskiego w typie >bonheur-du-jour. Oczywiście, Czerski mógł mieć dwa takie biureczka, wydaje mi się jednak, że to Nienacki, chcąc podać nieco szczegółów o antycznych meblach, opisał omyłkowo dwie wersje losów zabytkowego biureczka.
  8. Rozdz. IV: "Niektórzy historycy uważają, że powstanie wolnomularstwa związane jest z upadkiem tajemniczego zakonu templariuszy w osiemnastym wieku, gdy to wielkiego mistrza, Jakuba de Molay, spalił na stosie król francuski Filip Piękny." Zakon templariuszy został rozwiązany w roku 1309, a śmierć de Molaya to rok 1314 - czyli powinien być tu wiek czternasty. Błąd ten znajduje się w pierwszym wydaniu powieści, w trzecim zostało to już poprawione, nie zbadane zostało jeszcze, jak wygląda sprawa w wydaniu drugim.
  9. Rozdz. IV: "Jutro rano konferencja w sprawie muzeum." - czyta Tomasz w depeszy. Policzmy więc dni tygodnia. Poprzedniego dnia kupował segregatory i wieczorem pili burgunda, a dwa dni temu Bigos powiedział: "A dziś, proszę państwa, mamy czwartek. Będą nadawać Kobrę." Skoro tak, to depesza przyszła w sobotę rano, a konferencja została zaplanowana na... niedzielę! Przychodzi mi co prawda do głowy pewne wyjaśnienie tego błędu. Mianowicie w trakcie pracy nad powieścią Nienacki w pewnym momencie postanowił rozciągnąć akcję, wstawiając dodatkowy dzień między gotowe już fragmenty książki. Wskazują na to również kolejne poszlaki.
  10. Rozdz. IV: "Na chlorofilowej paście zaznaczał się wyraźnie ślad czyjegoś buta. Ktoś nocą wszedł na gąbkę i pasta przylepiła mu się do podeszew. Pozostawiając na podłodze zielonkawe ślady, tajemniczy osobnik obszedł stół w bibliotece i skierował się do drzwi. (...) Duch wyszedł na korytarz, potem po schodach skierował się do sieni. Ślady w sieni prowadziły do drzwi mojego pokoju. (...) ślady wiodły wprost do mego szezlongu i urywały się przy moich butach. (...) Na podeszwach moich butów widniały ślady chlorofilowej pasty..." Wątpliwość co do tego, dlaczego obie podeszwy były umazane, skoro na gąbce był pojedynczy ślad, to drobiazg. Być może drugi but pobrudził się od śladów zostawionych przez pierwszy. Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego chwilę przedtem nikt nie zauważył pozostawionych przez ducha śladów? W to, że Tomasz struty środkami nasennymi i obudzony gwałtownym łomotaniem do drzwi był zbyt zaspany, aby zauważyć trop w swoim pokoju jeszcze można uwierzyć. Potem jednak wszyscy już otrzeźwieli, czemu więc nie zwrócili uwagi na brudną podłogę, ani kiedy ze swoich pokojów ruszyli do kuchni, ani kiedy wbiegli do sieni, a potem po schodach na górę? Chyba tylko po to, żeby odkrycie było wystarczająco dramatyczne...
  11. Rozdz. V: "Bigos ponownie stuknął się palcem w czoło, dając szatniarce do zrozumienia, że jestem niebezpiecznym wariatem.". Działo się to w trakcie opuszczania teatru w połowie sztuki. Tymczasem przedtem Bigos wyłącznie jęczał, nie ma natomiast wzmianki, kiedyż to stukał się w czoło po raz pierwszy.
  12. Rozdz. VI: "Wczoraj nakrył mnie pan w bibliotece, gdy odsunąłem szafę i opukiwałem ścianę." - mówi Janiak następnego ranka po przedwczesnym powrocie trójki muzealników z Łodzi - czyli w niedzielę. Tymczasem to zdarzenie miało miejsce nie jeden, a dwa dni wcześniej - w piątek. Czyżby tu też zawiniło dodanie tego jednego dnia? Wszystko wskazuje na to, że najpierw burgund miał być wypity w czwartek, po "Kobrze"...
  13. Rozdz. VII: "Nucąc starą piosenkę: "Błękitne oczy urzekły mnie", skierowałem się do swego pokoju (...). "Błękitne oczy urzekły nas" - nuciłem." Czy to przejęzyczenie, czy rzeczywiście kolejne wersy jednej piosenki? Nie udało się tego ustalić, prawdopodobnie piosenka jest naprawdę bardzo stara. Tak stara, że nigdzie nie można odnaleźć jej tekstu :-)
  14. Rozdz. IX: "Ale do powrotnego autobusu miałam dużo czasu, więc poszłam do Biblioteki Uniwersyteckiej. Poprosiłam o te dwie książki" - opowiada panna Wierzchoń o swym pobycie w Łodzi. Jednak i tu nie zgadzają się dni tygodnia - przecież panna Wierzchoń pojechała do Łodzi następnego dnia po powrocie z teatru, czyli w niedzielę. Oczywiście mogła tego dnia rozmawiać z obsługą w hotelu, ale korzystać z Biblioteki Uniwersyteckiej chyba już nie. Zgadywać więc należy znowu, że w pierwszej, nieznanej nam wersji, miała to być sobota.
  15. Rozdz. X: "A tymczasem otworzyły się drzwi pokoju Bigosa i panny Wierzchoń. Obudzeni naszą głośną rozmową zerwali się z łóżek." Co do panny Wierzchoń nie mam zastrzeżeń, ale Bigos? Przecież w rozdz. I właśnie panna Wierzchoń mówi o nim: "On śpi, czyli znajduje się w letargu. Nie obudzi go pan pukaniem, ani nawet waleniem do drzwi. Chyba że go pan walnie pięścią w głowę." A w rozdz. II podaje drugi, pewniejszy sposób: "Szarpanie za ramię i przemawianie do rozsądku nie odniosłoby skutku. Z letargu budzi go tylko zapach jedzenia."