"Wyspa Złoczyńców" - recenzja
Recenzja |
Wydania |
Ciekawostki |
Zmiany |
Pierwszy prawdziwy Pan Samochodzik i
pierwsza książka, w której pojawia się wehikuł i
harcerze. Właśnie tu ze szczegółami dowiedzieć się
można w jaki sposób Tomasz
"wszedł w posiadanie garażu murowanego i
znajdującego się w nim pojazdu mechanicznego"
i jak powoli odkrywał jego niezwykłe właściwości. I
jak zaraz potem wyruszył swoim nowym samochodem na
spotkanie przygody do małego nadwiślańskiego
miasteczka, gdzie w ostatnich dniach wojny dziedzic Dunin
ukrył niezwykle cenną kolekcję starej broni, naczyń i
kosztowności.
Czy Tomasz
zdąży ubiec swych przeciwników i czy odkryje jako
pierwszy zagadkę schowka, strzeżonego od wielu lat
przez tajemniczych ludzi? W miarę upływu czasu,
historia gmatwa się coraz bardziej, a wydarzenia
zaczynają przybierać niebezpieczny obrót. Pojawiają
się kłusownicy oraz członkowie grasującej ongiś w
okolicy bandy, a także kilka osób, które na pierwszy
rzut oka chcą jedynie wypocząć w ciszy i spokoju.
O powadze sprawy świadczy odnalezienie
zwłok mężczyzny, który przed rokiem usiłował
dotrzeć do skrytki. Widać, że strażnicy skarbów
dziedzica nie cofną się przed niczym, aby zachować w
tajemnicy miejsce ich ukrycia...
"Przygody nie trzeba szukać . Ona zjawia się
sama."
Pierwsze słowa książki, to zarazem
motto całej serii i jednocześnie wyraźna wskazówka
dla czytelnika. Jak pisze Nienacki przygoda "Najpierw
daje nam znak - że oto jest, przyszła po ciebie, chce
cię ogarnąć i wciągnąć w swą grę. Musisz od razu
wiedzieć, że to właśnie jej znak, musisz go
rozpoznać wśród tysiąca innych znaków. Nie wolno ci
zlekceważyć jej wezwania ani odłożyć go na
później. Nie lubi leniwych. Pominie cię, odejdzie i
więcej po ciebie nie wróci..."
"Wyspa..."
jest to właściwie pierwsza część przygód Pana
Samochodzika i łatwo to zauważyć podczas czytania.
Pomijając już sam wstęp, książka ma kilka cech
unikatowych, które w miarę rozwoju serii zostały
znacznie przeobrażone. Przykładowo wehikuł nazywany
jest tu - i tylko tu - "samem" i częściej
pływa niż w jakiejkolwiek innej części przygód -
oprócz jedynych "Nowych
przygód". A może nawet częściej pływa, niż
jeździ... Porównując pierwsze wydania powieści z
kolejnymi zauważyć można też, że początkowo
Nienacki nie miał jeszcze sprecyzowanego pomysłu,
jakimi właściwościami najlepiej będzie obdarzyć
wehikuł - fragmenty opisujące go zmieniły
się z czasem diametralnie. Jest tu też oczywiście
pościg, ale jeszcze niezbyt emocjonujący, dopiero
później znalazł Autor pomysły na znacznie większe
dawki dramaturgii.
W porównaniu do "Templariuszy"
można zauważyć ograniczoną obecnością trójki
harcerzy - czytelnik oczekuje, że odegrają znacznie
większą rolę, jako bezpośredni pomocnicy
Samochodzika. A do tego jeszcze druh Borówka był tu
częściej wspominany niż Wiewiórka. Mimo operowania
pewnymi schematami przy tworzeniu kolejnych powieści,
Nienacki dbał jednak, aby było równie wiele rzeczy
odróżniających jedną od drugiej. Cała seria tylko na
tym zyskiwała, nie wpadając w zbytnią sztampę, która
doprowadziłaby do rychłego znudzenia odbiorców.
Odmiana tylko dodaje uroku, zapobiega monotonii.
Również sam sposób prowadzenia akcji
różni się od kolejnych pozycji. W innych książkach
(znów z jednym chyba wyjątkiem "Złotej
rękawicy") Tomasz
nie miał tajemnic przed czytelnikiem, który czuł się
jakby myśli bohatera były jego własnymi, w każdym
momencie wiedział, jaki jest cel danego działania -
zagadka, stanowiąca oś wydarzeń bywała opisywana
najczęściej na początkowych stronach powieści. Tutaj
natomiast w kilku miejscach Tomasz
zastanawia się nad wyborem sposobu dalszego działania,
przy czym nie rozwija zbytnio swoich przemyśleń,
utajniając jak można to co robi, również przed
czytelnikiem. Dopiero po długim czasie dowiadujemy się
nawet, jaki właściwie jest cel przyjazdu do Antoninowa.
Jednak mimo że książka różni się nieco od tego, co
można nazwać typowym Samochodzikiem, to o ile czyta
się "Wyspę..."
jako pierwszą nie myśli się o tym zupełnie. Dlatego,
pomimo braku wehikułu nawet "Uroczysko"
jest pod wieloma względami bardziej podobne do reszty
serii niż "Wyspa
Złoczyńców". Pamiętajmy przy tym, iż
początkowo nie zostało ono napisane jako
"Samochodzik", a jednak czytając je po raz
pierwszy nie można mieć żadnych wątpliwości, kim
jest główny bohater.
Z upływem lat Nienacki coraz wyraźniej
eliminował przemoc ze swoich kolejnych powieści dla
młodzieży. W "Uroczysku"
czytamy o morderstwie dokonanym współcześnie z
opisanymi wydarzeniami, w "Wyspie
Złoczyńców" jest to jedynie zbrodnia
popełniona rok temu, a już w "Templariuszach"
mamy tylko usiłowanie zabójstwa. Ale mając przeczytane
pozostałe "Samochodziki", można zauważyć,
że klimat "Wyspy"
jest właśnie wyjątkowo mroczny, tajemniczy i ponury.
Dziki, ciemny las, opuszczone i zrujnowane bunkry,
niezamieszkałe i samotne wyspy wiślane... Istotny jest
też sam nastrój towarzyszący ekspedycji
antropologicznej, rozkopującej stare cmentarze w
poszukiwaniu kilkusetletnich szkieletów. Niemal
wszystkie biwaki Tomasz
rozbijał w miejscach odludnych, gdzie szczególnie
wieczorami potęgował się nastrój grozy - najbardziej
dało się go odczuć w scenie z dwoma wilczurami. Druga
rzecz, która tym bardziej znikała z książek, im
bardziej stawały się one serią dla młodzieży, to
alkohol. Tu pozwala sobie jeszcze bohater na
"służbowe" piwo w małym sklepiku, potem
stał się zatwardziałym wrogiem napojów procentowych.
Ale pamiętać trzeba przeszłość, "Uroczysko"
i libacje u Justa...
Było zwyczajem Nienackiego,
zapoczątkowanym już w poprzednio pisanych książkach,
aby mieszać wątki wymyślone z realnymi, znanymi z
autopsji. Ta powieść powstała również na kanwie
osobistych przeżyć Autora, który jak sam wspomina w
tamtych tekstach - jako dziennikarz, w lecie 1962 roku,
przebywał właśnie w obozie antropologów. Stąd wiele
opisów i wydarzeń zostało, jak zgaduję, wziętych z
życia.
A teraz niezaprzeczalne zalety książki:
tak jak zwykle w powieściach Autora mamy tu sporą
dawkę ciekawych informacji, tym razem na tematy
związane z antropologią, prowadzeniem prac naukowych na
wykopaliskach, a na deser historię bursztynowej komnaty.
Dla młodego czytelnika są to, wiadomości bezcenne,
nawet nie ze względu na ich wartość merytoryczną, ale
dlatego, iż zostały podane w przystępnej,
interesującej formie, wplecione we właściwą akcję
tak, że czyta się je nie mając absolutnie
przeświadczenia, że oto jesteśmy karmieni szkolnymi w
istocie informacjami, na które przeciętny młody
człowiek siedzący w klasie reaguje ziewaniem. Była to
wielka umiejętność Nienackiego, za którą należy go
cenić i że być może właśnie to wciąga czytelnika w
świat Pana Samochodzika. Młody czytelnik czytając,
właśnie tu po raz pierwszy o pochodzeniu człowieka, po
raz pierwszy dowiaduje się też o bursztynowej komnacie.
W wieku dziesięciu - dwunastu lat, wyobraźnia zaczyna
pracować na najwyższych obrotach...
Kolejną stałą cechą książek Autora
jest wspaniałe poczucie humoru, wprowadzanie całej
galerii komicznych postaci i umieszczanie cudnych
dialogów, w rodzaju słów Pilarczykowej wypowiedzianych
na widok dzieła magistra Opałki: "Rozumiem.
Tylko, że znaczy się ja znam tę czaszkę".
Czytając te zdania czytelnik śmieje się w duchu. A
choć sama intryga nie jest może zbyt skomplikowana,
szczególnie jeśli porównuje się pozostałe przygody Tomasza,
to rozwiązanie wcale nie jest oczywiste na pierwszy rzut
oka. I absolutnie nie tylko dlatego, że stopniowo i
powoli dowiadujemy się o co naprawdę chodzi, ale przede
wszystkim dlatego, że jest tu naprawdę wiele osób,
których motywy działanie nie są jasne. I właściwie
pozostają takimi aż do samego finału. Galeria
bohaterów drugoplanowych jest tu naprawdę bogata.
Przygody bohatera rozbudzają w
czytelniku chęć doświadczenia czegoś podobnego na
własnej skórze. Nawet jeśli niemożliwe będzie
odnalezienie ukrytych kosztowności, to będzie już
możliwa walka z kłusownikami, eksploracja podziemi,
biwaki i ogniska, choć z tym nie ma już teraz podobnej
swobody, jak w tamtych latach. Świat się zmienił, ale
romantyczna potrzeba przeżycia przygody jest rzeczą
uniwersalną, pojawiającą się w umysłach każdego
pokolenia nastolatków.
....... no i nie trzeba dodawać, bo niektórzy fani Pana
Samochodzika "odczuli to" na własnej skórze -
zaszczepiają chęć rozwijania tych zainteresowań w
swoim dalszym życiu, nawet jeżeli nie stali się
archeologami lub zawodowymi historykami, to te tematy
już na zawsze stały sie im bliskie i chętnie
"łowią" wszelkie informacje z tych dziedzin,
a ruszając na wakacyjne wyprawy porównują style
architektoniczne mijanych historycznych budowli, autor
tych słów jest zresztą doskonałym tego przykładem...
... w związku z tym - choć, może nie jest to
bezpośrednio związane z akurat tą ksiązką, ale autor
tych słów mieszkający obecnie w Warszawie na
Białołęce - w sąsiedztwie starych wykopalisk
archeologicznych, związanych z wydmowymi siedliskami,
łowców reniferów - chce w odnośniku zaprezentować,
unikalne już materiały z wykopalisk archeologicznych
dotyczącyh kultury świderskiej (kultura archeologiczna
późnego paleolitu datowana na okres między 10600 lat
p.n.e. do ok. 9600 lat p.n.e. [patrz także: na
wikipedii: Kultura świderska)
Są to referaty tematyczne, będące częścią tzw.
"Panoramą Warszawy" - w celu przejścia dalej
proszę kliknąć na jeden z poniższych linków:
[Po raz pierwszy rezultaty badań opublikowane zostały w
"Wiadomościach Archeologicznych" z 1873 roku,
których fragmenty także tutaj zmieszczam]
Wiadomości
Archeologiczne
|