"Pan Samochodzik i złota rękawica" -
recenzja
Recenzja
/ Wydania
/ Ciekawostki
/ Zmiany
/
Już w
pierwszych linijkach tekstu czeka nas niespodzianka.
Chciałoby się oczywiście powiedzieć, iż powieść
rozpoczyna się nietypowo - ale ponieważ nie jest to
odosobniony przypadek, to właściwie można wyciągnąć
wniosek, że każda z książek serii jest nietypowa. I
to mimo niewątpliwie wielu elementów powtarzających
się, czy nawet szablonowych. Ale może właśnie to
stanowi o ich pięknie - są tak podobne, a jednocześnie
tak różne.
A zatem... zaczyna się nietypowo. Nie ma
śladu po wehikule,
zaś Tomasz
opala się na dachu kabiny swojego jachtu i czeka na
przyjazd kilkorga pozostałych członków załogi.
Zamiast nich pojawia się jednak tajemnicza dziewczyna,
przedstawiająca się jako Bajeczka, którą wrażliwy
jak zwykle na damskie wdzięki Samochodzik zaprasza na
kolację. Podczas ich rozmowy zaczynamy z wolna poznawać
cel jego pobytu nad Jeziorakiem, majaczy nam już
pierwszy, mglisty zarys zagadki. Mianowicie nie chodzi
tym razem o odnalezienie kosztowności, złota,
klejnotów, czy cennych dokumentów - ale człowieka.
Poety, nieznanego ludowego twórcy, żyjącego kiedyś,
gdzieś nad tym jeziorem.
I już w tym momencie zapachniało
kolejną, wielką, niezwykle romantyczną Przygodą...
"I wy wrócicie tu łabędziem, w łopocie
żagli białych skrzydeł..."
Jest to dla mnie właściwie ostatni z
serii oryginalnych Samochodzików Nienackiego, potem był
już tylko "Człowiek
z UFO", napisany w nieco innej konwencji i
zdaniem wielu niezbyt udany. "Złota
rękawica" wyróżnia się dla odmiany sporą
dawką romantyzmu, jakiegoś rozmarzenia, delikatności,
liryzmu. Bohaterowie rozczytują się w wierszach
ludowych poetów, porównując ich twórczość dokonują
nieraz typowo szkolnych analiz. Ale o klimacie powieści
stanowi przede wszystkim sam rejs po Jezioraku, cudowne
wieczory i noce spędzane na pokładzie jachtu
kołysanego falami, podczas gdy nad głową błyszczy
rozgwieżdżone niebo, obcowanie z przyrodą, biwaki pod
gołym niebem. Symboliczne jest tu pytanie Bajeczki: "Czy
może być piękniejsza przygoda, niż płynąć tak bez
celu, bez żadnych planów, bez świadomości, co będzie
jutro?"
Tematem przewodnim jest jednak
nieoceniona wartość i ważna rola pełniona przez
poezję, czy też szerzej biorąc sztukę ludową,
pomagająca zachować tożsamość narodu, tworząca jego
kulturę i historię. Swoistym mottem są na pewno słowa
Autora: "każdy naród posiada swoje skarby.
Takim skarbem jest pamięć o własnej historii".
Ten i także kolejny cytat: "O pieśni gminna, Ty
arko przymierza" - niby dobrze znane ze szkoły,
wałkowane wielokrotnie, a przecież jakże inaczej czyta
się je tutaj. Nudny wykład i podawanie przez
nauczyciela pewników nie trafi do nikogo, najwyżej
zmusi do wykucia formułek. Ja sam nie przepadam za
poezją, nie rozumiem jej i nie lubię czytać rymowanych
zdań. Wiersze mnie nudzą i jak sądzę jest to
częściowo skutkiem niezbyt ciekawego programu lekcji z
języka polskiego. Zaś podczas lektury "Złotej
rękawicy" takimi przekonaniami nasiąka się w
sposób naturalny i niezauważalny.
Bo faktem jest, że tę książkę
czytała się z zainteresowaniem, a wynika ono na pewno i
z tego, że cały wątek poetycko-literacki wpleciony
jest umiejętnie, jak na Nienackiego przystało, w opis
owego kilkudniowego rejsu, przygód jakie przeżywali
bohaterowie podczas jego trwania, a również i... przed
jego rozpoczęciem. Dziwne?
Wcale nie. Podobnie jak w "Tajemnicy
tajemnic" akcja rozwija się tu z początku
dwutorowo, ale o ile tam były to wydarzenia dziejące
się równolegle w dwóch różnych miejscach - tu mamy
dodatkowo rozbieżność czasu. Cała historia miała
bowiem swój początek pół roku wcześniej, podczas
zimowego, grudniowego dnia, kiedy to Tomasz,
wiedziony sentymentem, zdecydował się kupić wrak
pewnego jachtu, na którym przed wielu laty uczył się
sztuki żeglarskiej. Wiersz, jaki przeczytał wertując
odnaleziony w kajucie stary dziennik pokładowy sprawił,
że krew zaczęła natychmiast żywiej krążyć w jego
żyłach. Tomasz
poczuł dotknięcie ręki Pani Przygody i, jak zwykle,
nie zlekceważył jej wezwania, lecz poszedł za głosem
swojej natury, który kazał mu spróbować odnaleźć
autora.
Rozpoczął więc od odszukania
członków byłej załogi "Szkwała", a
poznawszy ich samych oraz ich życiowe problemy,
zapragnął wyruszyć z tymi ludźmi w rejs mający na
celu... no właśnie...
Pod tym względem "Złota
rękawica" przypomina mi bardzo inną jego
powieść dla dorosłych "Laseczka i
tajemnica". Przez cały czas Tomasz
ukrywa skrzętnie prawdziwy cel wyprawy. Mimo kilku
słów rzuconych przez Bajeczkę w Siemianach, poznajemy
go dopiero blisko zakończenia. Dlatego, kiedy już
wydaje się, że cała zagadka została rozwiązana i
zaraz nastąpi pożegnanie z bohaterami, nagle okazuje
się, że fabuła ma jeszcze drugie, głębsze dno i że
nadal trwa rywalizacja między Tomaszem,
a Baturą. Ten zaś, aby przeprowadzić swoje zamiary,
uknuł intrygę tak misterną, że samo jej w miarę
szczegółowe objaśnienie byłoby dłuższe niż ta
recenzja. I że właściwie każde, z pozoru błahe,
wydarzenie z książki było częścią tej intrygi i
prowadziło wprost do spełnienia jego niecnych celów.
Tylko skąd można było to wiedzieć?
Wszystko wyglądało przecież tak naturalnie i miało
tak naturalne, logiczne wytłumaczenie. Wszyscy
wciągnięci w grę ludzie, wliczając również Tomasza,
dążyli przy okazji do swoich własnych celów i byli
święcie przekonani, że właśnie one są w całej
sprawie najważniejsze. Nikt nawet nie domyślał się,
że Batura piecze przy okazji własną, o ileż
smaczniejszą pieczeń. Zakończenie rozegrane zostało
niezwykle pokazowo, w sposób przypominający nieco
poprzednie zmagania z Baturą, w "Niesamowitym
dworze" i "Zagadkach
Fromborka". Wydaje się, że im trudniejszy
przeciwnik, tym bardziej Tomasz
kocha efektowne rozwiązania, pamiętając wszakże, aby
w każdej chwili grać fair i zachować szacunek dla
swojego przeciwnika.
Żeby zabrzmiało bardziej tajemniczo -
ukryte cele były właściwie aż dwa, bo jeden związany
bezpośrednio z wierszem, a drugi społeczny,
wychowawczy. Nieco miejsca poświęca Nienacki problemom
dorastającej młodzieży, jednak przede wszystkim
znajdujemy tu (choć, jak przystało na książkę
skierowaną przede wszystkim do młodzieży właśnie, w
znacznie łagodniejszej niż w skierowanej do dorosłych
"Skiroławkach" formie) ocenę przewrotnej
natury kobiecej. Za przykład posłużyła Pani
Księżyc, która nagle zmienia się przy Lejwodzie w
kurkę domową, mimo początkowo krańcowo niepochlebnej
opinii o ludziach jego pokroju. Dosadnie przedstawił
Autor swoje poglądy na temat równouprawnienia,
partnerstwa damsko-męskiego, feminizmu i ustalonej przez
tradycję roli każdego w codziennym życiu.
Z kolei w postaci Bajeczki zawarł chyba
dla równowagi własne marzenia o spokojnej egzystencji u
boku delikatnej i opiekuńczej kobiety, która potrafi
zadbać o swego mężczyznę. Choć w Siemianach
nawiązuje się między nimi nić sympatii, to i ona
wreszcie zauważa, że Tomasz
"jest dorosłym mężczyzną z duszą chłopca,
który uwielbia przygody" i nie potrafi
zrozumieć, "że są sprawy, z których prawdziwy
mężczyzna nigdy nie zrezygnuje, nawet za cenę
wygodnego życia". Jednak samo zakończenie
sugeruje, że znajomość ta ma jeszcze wiele przed
sobą. Bajeczka stanowi jakby kontrast dla Kiki, ze
względu na zachowanie, marzenia, plany życiowe, a nawet
sposób ubierania. I mimo wszystko wyraźnie widać, komu
Pisarz przyznaje rację.
W powieści odnajdziemy niezwykle
sugestywny opis przepięknych okolic Jezioraka,
pobliskich miasteczek i wiosek z ich zabytkami. Należy
przyznać, że całkiem inaczej czyta się tę książkę
po latach, kiedy już na własne oczy dociekliwy
czytelnik zobaczy Boreczno - zalane słońcem wzgórze z
zimną, kamienną budowlą i rozrzucone dookoła niej
nagrobki, a także Karnity - cmentarzyk i park nad
jeziorem. Czytelnik ma oczywiście uprzednio jakieś
niesprecyzowane bliżej, niejasne wyobrażenie o tych
miejscach, szczególnie o pałacu odgrywającym w
powieści kluczową rolę. Okazuje się się jednak ono
dość odległe od rzeczywistości. Ale chociaż Nienacki
zmienił realia, dopasowując je do założeń akcji, w
niczym nie psuje to przyjemności porównywania
prawdziwego budynku z książkowym opisem i w niczym nie
ujmuje magii tego miejsca.
Oczywiście skoro, jak już wspomniano,
zabrakło (uczciwie mówiąc - niemal zabrakło)
wehikułu, to Tomasz
pomyślał, aby tradycyjnie, acz w nieco inny sposób,
ukazać się światu jako nieszkodliwy dziwak-safanduła.
Posłużył do tego jacht. "Krasula", która w
identyczny sposób wywołuje ironię i wybuchy śmiechu,
na końcu, również niemal identycznie jak słynny
ferrari 410, pokazuje swoją klasę.
Znajdziemy tu również inne zwykłe
atrakcje, czyli kapitalne, przyprawiające o
niepohamowaną wesołość, okoliczności poznania
Lejwody, który sam tworzy groteskowo infantylny plan
morderstwa, a jednocześnie - o ironio! - narzeka, że
scenariusz porwania Diany jest partacki. Zresztą już
samo nazwisko tego pisarza jest wyrafinowaną kpiną.
Także Tomasz
w roli superpodrywacza, komiczny Tarzan, bójka z
osiłkami Batury i komentarze pana Tendron, Wszędobylska
Hanna i jej mąż-pantoflarz, przezwisko Diany, uwagi na
temat samowystarczalności i starokawalerstwa... - to
wszystko przykłady niezwykłego poczucia humoru Pisarza.
Ostatni akapit jest jakby pożegnaniem
Autora z serią o "Samochodziku". Najwidoczniej
uznał tę powieść za uwieńczenie jego przygód i
zapragnął się rozstać z tą postacią. Zmienił
zdanie niemal dziesięć lat później lecz "Człowiek
z UFO" to już zupełnie nie ten poziom...
|