"Pan Samochodzik i Winnetou" - recenzja
Recenzja |
Wydania |
Ciekawostki |
Zmiany
Tym razem Tomasz
nie znajduje się na tropie zaginionego podczas ostatniej
wojny zbioru muzealnego, ani też nie rozwiązuje zagadki
historycznej sprzed kilkuset lat. Jest to jedyna w serii
książka, która w tak zupełnie marginalny sposób
traktuje zawodowe obowiązki głównego bohatera, za to
najważniejszym wątkiem staje się tu ochrona przyrody,
czy raczej jak teraz powiedzielibyśmy - ekologia,
właściwe zachowanie się na łonie natury. Poprzez
dotykanie przede wszystkim problemów wychowawczych
powieść ta upodabnia do "Nowych
przygód".
W drodze na pierwszy od lat prawdziwy
urlop, Tomasz
wstępuje do małej miejscowości nad mazurskim jeziorem,
aby sprawdzić pogłoski na temat dewastacji
znajdujących się tam zabytkowych ruin. Przy okazji tej
wizyty odkrywa jednak spisek, który ma doprowadzić do
wojny pomiędzy dwoma grupami wypoczywających w okolicy
turystów.
Kto kryje się za tą intrygą i w jaki
sposób chce wykorzystać wywołane przez siebie waśnie
i konflikty? Jak zareaguje Tomasz,
czy wrodzona żyłka do przygód pozwoli mu na beztroskie
opuszczenie wioski leżącej w uciążliwym sąsiedztwie
ośrodka wczasowego, hałaśliwego i zanieczyszczającego
jezioro i okoliczny las?
"Czy kochać przyrodę i ochraniać ją to
znaczy gardzić cywilizacją?"
O czym właściwie jest Winnetou?
Nienacki już we wstępie pisze: "Widzę, jak
mechaniczne piły obalają dwusetletnie sosny i buki,
obserwuję z roku na rok zwiększającą się inwazję
turystów, a biały żagiel mojego jachtu pozostaje na
jeziorach aż do późnej jesieni; gdy pustoszeją
akweny, na brzegach pozostają tylko sterty śmieci,
butelek i opakowań, fale zaś kołyszą smugi rozlanej
oliwy z silników motorówek i ślizgaczy." Od
razu więc mamy jasność, jakie będzie prawdziwe
przesłanie powieści i przez cały czas konsekwentnie
trzyma się Autor wyznaczonego kursu. Jest nim apel o
ochronę dzikiej przyrody, lasów i jezior, które ludzka
bezmyślność a nieraz zwykłe lenistwo skazuje na
zniszczenie. Wątki historyczne zakończyły się na
raczej symbolicznej interwencji w obronie zagrożonych
ruin, a Tomasz
staje tym razem w szeregu obrońców środowiska
naturalnego.
Żaden prawdziwy "Samochodzik"
nie mógł powstać bez odpowiedniej porcji dydaktyki,
książki te oprócz dostarczania rozrywki miały uczyć
i wychowywać czytelnika, rozbudzać jego ciekawość
świata i wbijać w głowę szacunek do wiedzy. Miały
też budować w odbiorcach zwykłą potrzebę
zachowywania się w sposób ogólnie mówiąc
"przyzwoity". I właśnie w tej powieści jest
tego przekazu szczególnie dużo. "Las rośnie
przez dziesiątki lat, a zniszczyć go można w jednej
chwili. Jeśli turystyka będzie się rozwijać w takim
tempie jak dotąd, być może przyjdzie czas, gdy wstęp
do lasu będzie miał tylko ten, kto wykaże się
znajomością przepisów obowiązujących w lesie;
podobnie jak nie dopuszcza się na drogi publiczne
nikogo, kto nie zna przepisów o poruszaniu się po
drogach." Czy jest to tylko mrzonka? "Ludzie
w wielkich miastach duszą się od zatrutego powietrza i
głuchną od hałasu. Tragedia polega jednak na tym, że
gdziekolwiek wyrusza w poszukiwaniu ciszy i czystego
powietrza, niosą ze sobą smród spalin i hałas."
I jeszcze: "Dla wielu ludzi las to tylko
zbiorowisko drzew. Ale właśnie to zbiorowisko drzew
wytwarza swoisty mikroklimat, pewien układ warunków,
który naukowcy nazywają biocenoza. W lesie wszystkie
rośliny są w jakiś sposób od siebie zależne i mogą
żyć jedynie w tej współzależności. Wielkie drzewo
potrafi rozrastać się właśnie dlatego, że ma
odpowiednie podłoże, gdzie egzystują małe krzewy,
zioła, bakterie. Niszczenie tego podłoża - zrywanie
ziół, kwiatów, wydeptywanie mchów, porostów -
powoduje umieranie bakterii umożliwiających rozwój
życia roślin, a tym samym niszczy cały las."
Znalazłyby się kolejne przykłady, ale sprowadzają
się one do jednego morału. Dla niektórych może to
się wydać nużące, nudne, może miejscami naiwne. Ale
co można zarzucić takiemu rozumowaniu? Właśnie
gwałtowny rozwój turystyki, nie idący w parze ze
wzrostem świadomości o odpowiednim zachowaniu się na
łonie przyrody, sprawia, że stan dzikich do niedawna
okolic z roku na rok pogarsza się.
Przede wszystkim warte zapamiętania są
słowa Tomasza
o "cywilizacji, która uczyniła z nas
niewolników samochodów, aparatów radiowych i
telewizyjnych, lodówek i odkurzaczy. (...) Istnieje
możliwość podporządkowania sobie cywilizacji. Czy
posiadając samochód musimy nim jeździć zawsze i
wszędzie, nawet do budki z papierosami? Czy mając
telewizor musimy gapić się w niego całe wieczory,
zabierać go z sobą nawet do namiotu, na urlop? Czy na
jeziorach musimy płynąć w szybkobieżnych
hałaśliwych ślizgaczach?" To stuprocentowa
racja. Naprawdę przecież tak niewiele trzeba, aby po
naszym pobycie na łonie natury nie pozostały ślady,
świadczące w istocie o głupocie, braku kultury i
bezmyślności! A Autor wie o czym pisze. W akcję wplata
sytuacje z życia wzięte, takie jak opowiadanie
leśniczego, wspomniane potem w artykule "W
poszukiwaniu przygody", o wybitnym
konstruktorze, który nie miał pojęcia, że niszczy
chronione rośliny. Scena kończy się wnioskiem: "W
naszym społeczeństwie ciągle jeszcze żyje
wyobrażenie, że w lesie można robić, co się chce.
(...) Ale to sprawa całego naszego systemu
wychowawczego. Jak mało ludzi wie, które rośliny są
chronione. (...) Ale nikt nie uczy ludzi od młodych lat,
co wolno robić w lesie lub nad jeziorem.". A
młodzieży przydałaby się właśnie wiedza jak
obcować z naturą, aby obecność człowieka nie
spowodowała nieodwracalnych szkód. Czasem wystarczy
chwila zastanowienia, aby uświadomić sobie, że to, co
dla jednego jest naprawdę minimalnym wysiłkiem, jak
uprzątniecie śmieci pozostałych po krótkim biwaku,
dla innym może warunkiem miłego pobytu w pięknej
okolicy. Jaka jest bowiem przyjemność z chwil
spędzonych nad brzegiem jeziora, jeśli w zasięgu
wzroku leżą na ziemi sterty butelek i papierzysk, a po
wodzie pływają plastikowe torebki i paczki po
papierosach?
A my? Co jakiś czas zastanawiamy się,
jak głęboko tkwi w nase ta potrzeba przyzwoitego
zachowania? I czy jest tu wpływ Nienackiego? Na pewno
nie tylko jego, ale te właśnie książki pierwsze
przychodzą na myśl. Nie zostawiamy po sobie śmieci w
lesie, nad jeziorem, zresztą gdziekolwiek - także na
ulicy. Po prostu takie zachowanie nie mieści się w tym
co akceptujemy, uważamy to za zwykłe chamstwo.
Oglądając na obrzeżach, czy to małego miasteczka, czy
dużej aglomeracji, w bezpośrednim sąsiedztwie lasu,
widzimy na co dzień, jak hołota pozbywa się tam
niepotrzebnych rzeczy. Począwszy od butelek po piwie i
papierów, pozostawianych po ogniskach, aż po opony i
stare meble czy sprzęt AGD. Nie rozumiemy tego, tym
bardziej, że ci ludzie chodzą co dzień tymi samymi
drogami na spacer, do pracy, do sklepu... Ale panuje
widocznie myślenie: skoro wyszedłem już za drzwi
swojego mieszkania, więc to nie moje, niczyje, a skoro
niczyje to nikomu śmieci nie przeszkadzają. To jest
myślenie Purtaka, który zamiast podłączyć ośrodek
do kanalizacji wypuszczał ścieki do jeziora, w którym
kąpali się wczasowicze.
Korzystając z dobrej okazji, w perypetie
bohaterów powieści postarał się też Autor wpleść
wiele informacji na temat mazurskiej fauny i flory. I jak
zwykle u niego, książka pisana jest plastycznym,
obrazowym językiem. Czytając kolejne stronice wystarczy
zamknąć oczy, aby ujrzeć wspaniały, tętniący
życiem, szumiący nad głowami, mazurski bór, czy
poczuć kołysanie łodzi na targanym wichrem jeziorze i
usłyszeć plusk fal, załamujących się u burty.
Zauważyć można, jak mieszkając w Jerzwałdzie
zainteresował się Nienacki żeglarstwem. "Winnetou"
to druga po "Nowych
przygodach" książka, opisująca wydarzenia
dziejące się nad jeziorem, pod żaglami, podczas
rejsów. A tym razem Samochodzik pozostawia nawet swój wehikuł
na brzegu i sam wsiada na pokład jachtu. Za kilka
kolejnych lat powstanie zaś "Złota
rękawica", już niemal w stu procentach
związana z tematyką żeglarską. Mocno też
sygnalizowane są opinie o feminizmie i kobiecym
charakterze. Bardzo ważną postacią w powieści jest
Elisabeth, poprzez kontrastowe zestawienie jej z
Karampukami, Autor jasno przekazuje co myśli o modzie,
każącej kobietom upodabniać się do mężczyzn, nie
tylko strojem, ale i zachowaniem. Temat rozwinięty
został jeszcze dosadniej w "Tajemnicy
tajemnic". Miss Kapitan z kolei reprezentuje typ
kobiety zaborczej, egoistycznej, równie jednoznacznie
potępiony przez Nienackiego.
Jak czytamy we wstępie "książka
ta miała być pastiszem, naśladownictwem literackiej
powieści indiańskiej i przygodowej. (...) Ale w miarę
tworzenia forma wymknęła się spod mojej kontroli".
Nie stało się tak jednak do końca. Pozostały tu
wciąż groteskowe sceny, w rodzaju wypalenia fajki
pokoju przez grupę dorosłych i poważnych bądź co
bądź osób. Wielu dorosłych czytając o Winnetou może
jednak kiwać głową z politowaniem, wielu wyda się on
dziecinny i śmieszny. Ot, dorośli bawiący się w
Indian, dokładnie jak opisała go jedna z bohaterek: "Zapewne
w dzieciństwie mieli zbyt surowych rodziców."
Może dlatego w "Niewidzialnych"
został już nieco uczłowieczony, wydaje się tam być
człowiekiem bardziej z tego świata, a nie tylko
bawiącym się w życie. Choć z drugiej strony postać
romantycznego samotnika, żyjącego na uboczu
cywilizacji, w domu z bali drzewnych, na co dzień
pielęgnującego indiańskie zwyczaje i nawet
posługującego się językiem niby żywcem przeniesionym
z amerykańskiej prerii, miała trafiać do młodego
czytelnika, być magnesem, budzić zainteresowanie
poruszanymi sprawami. Jest jednak coś, co nie pasuje
zupełnie do poglądów Winnetou na temat ochrony
przyrody. Tytułowy bohater zamiast starej dubeltówki,
lepiej zabierałby na "polowania" aparat
fotograficzny. Może i prawdziwy Indianin powinien być
myśliwym, ale gdy reprezentuje tak radykalne,
ekologiczne poglądy, strzelba jest nie na miejscu.
A puenta? Wybrać można by na nią
kolejną myśl, może i banalną, ale również
stanowiącą motto całej serii: "Są ludzie,
którzy narzekają na brak przygód. Ja ich mam zawsze
nadmiar. Albowiem tylko obojętnych na zło omija
przygoda."
|