"Pan Samochodzik i zagadki Fromborka" -
recenzja
Recenzja |
Wydania |
Ciekawostki |
Zmiany
Następnego dnia po powrocie z Francji, w
której pobyt opisany został w "Fantomasie",
Tomasz
zjawia się w biurze, aby zabrać się do rozwiązywania
zagadek Fromborka. Czytał już o nich we francuskiej
prasie i ostrzył sobie zęby na nowe pasjonujące
przygody. Niestety, dyrektor Marczak ma zupełnie inne
plany - do Fromborka pojechał już mgr Pietruszka,
natomiast na Tomasza
czeka sprawa starych monet. Niemal jednocześnie kilka
starych numizmatów zostało bowiem wystawionych do
sprzedaży, co obudziło czujność pracowników
Departamentu. Skąd nagle pojawiły się na rynku tak
rzadkie okazy jak denar Mieszka I, czy denar
upamiętniający zjazd gnieźnieński w roku tysięcznym,
znany do tej pory w jednym, jedynym egzemplarzu?
Tomasz
obserwuje kustosza łódzkiego muzeum, zamierzającego
kupić kolejną monetę i trafia w ten sposób na ślad
prowadzący do... Fromborka. Podróżując do tego miasta
w towarzystwie iluzjonisty i jego menażerii, postanawia
odwiedzić Babie Lato - starą znajomą z "Uroczyska".
I wtedy, w samotnym wąwozie, trafia na pierwszą z wielu
tajemnic, jakie przyjdzie mu rozwiązać.
Z pomocą przyjaciół stara się
następnie odnaleźć trop zagadki, współzawodnicząc
ze znanym już z "Niesamowitego
dworu" przestępcą-gentlemanem, Waldemarem
Baturą...
"Można sobie wyobrazić świat bez Napoleona.
Ale czym byłby świat bez Kopernika?"
Po takiej deklaracji, wygłoszonej
przez głównego bohatera, nie jest czymś dziwnym, że
sporo miejsca w książce poświęcone zostało
największemu polskiemu astronomowi. Rzecz niejako
naturalna, skoro miejscem akcji jest gród, w którym
prowadził on swoje badania i gdzie dokonał wiekopomnego
odkrycia. Takiej okazji do opisania kolejnych wątków
historycznych Nienacki nie mógł zmarnować i
oczywiście nie zmarnował. Zagadki Fromborka, to zatem
nie tylko i nawet nie przede wszystkim skrytki
płk Koeniga, ale wiele spraw związanych z
przeszłością miasta, z życiem Mikołajem Kopernikiem
i jego odkryciami astronomicznymi.
Najcenniejsze i najbardziej godne uwagi w
książce jest przede wszystkim to, co wyróżnia
"Samochodziki" z wielu innych książek tego
gatunku, czyli przygodowych historii dla nastolatków -
nienatrętne i niezwykle ciekawe przekazywanie wiedzy na
temat związany, choćby pośrednio, z akcją powieści.
Tutaj jest to więc najpierw wspaniała opowieść o
średniowiecznych monetach. Jakże sugestywnie umie Autor
wyrazić swoje zdanie o ich wartości jako skarbów
kultury narodowej: "Skarby narodowe. Pod tym
określeniem każdy wyobraża sobie ogromne sale muzealne
czy wielkie wawelskie komnaty obwieszone arrasami,
obrazami dawnych mistrzów, klejnoty koronne, broń,
wspaniałe meble (...) Ale skarby narodowe, których
pochodzenie miałem wyjaśnić, mogło skryć w swej
dłoni... niemowlę. Ich opis i fotografie znaleźć
można w wielu książkach i podręcznikach. Nie
znajdziecie ich jednak w żadnym cenniku. One bowiem nie
mają ceny." Czytamy więc o znanych numizmatach
pochodzących z pierwszych lat istnienia państwa
polskiego, o tym, że odnajdywanie ich i tym samym
ocalenie od zapomnienia, czy wręcz zniszczenia jest
niemal zawsze sprawą niesamowitego przypadku.
Ale to wszystko to dopiero wstęp.
Ponieważ tym razem Tomasz
przebywa we Fromborku, mamy więc sporo informacji
zarówno o historii regionu Warmii i Mazur, samego
miasta, jak i o jego słynnym na cały świat
mieszkańcu. Przy czym opowiadania Tomasza
o trwających poszukiwaniach grobu Kopernika, a także
miejsca, w którym mieściło się jego obserwatorium, i
w którym dokonał swego wielkiego odkrycia, czyta się
jak najlepszą powieść przygodową, a badania uczonych
można potraktować jak rozwiązywanie pasjonujących
zagadek. Zgodne jest to z opinią Autora zamieszczoną na
kartach powieści: "Jakże bowiem mylą się ci,
którzy wyobrażają sobie naukę jako coś nudnego,
pozbawionego romantyzmu. Nie tylko w dalekich pampasach,
w dżunglach Afryki czy w Górach Skalistych, ale
również w ogromnej gęstwinie wiedzy ludzkiej znaleźć
można najwspanialszą, najbardziej dramatyczną
przygodę. Uczeni przypominają mi detektywów, tylko
często terenem ich działania są półki bibliotek i
archiwów." Z pewnością nie każdy pisarz
potrafi zainteresować tymi rzeczami młodego czytelnika.
Nienacki potrafi!
Jest to nie pierwsza już recenzja, w której
zwraca się uwagę na tą właśnie właściwość serii
książek, ale też to właśnie jest bardzo cenne w
Samochodzikach autorstwa Nienackiego - czytając je
można niepostrzeżenie, a często nawet z ogromnym
zainteresowaniem i uwagą, chłonąć wiedzę, którą
zwykłym trybem nabywałoby się w szkole, co na pewno
nie jest ani tak ciekawe, ani bezproblemowe. Informacje
wyczytane tutaj nie są oczywiście tak pełne i
encyklopedyczne, jak podręcznikowe, lecz nie mają one
za zadanie wyedukować w pełni, a jedynie rozbudzić
ciekawość tematu i chęć poszukania jego rozwinięcia
i uzupełnienia. To się udaje wyśmienicie, o czym
wiadomo nie tylko z autopsji, lecz z licznych wypowiedzi
czytelników tych książek.
Kolejna rzecz, którą należy cenić, to
wspaniałe scenki humorystyczne, w rodzaju dialogu w
drodze do Fromborka, kiedy to Cagliostro, będący tutaj
czołową komiczną postacią, wziął Kopernika za
hippisa, ponieważ Tomasz
opisał go jako długowłosego faceta, trzymającego w
ręku konwalie. Nawet bezczelność i tupet mistrza
czarnej i białej magii, kiedy nie dając żadnych
gwarancji na rewanż początkowo pozostaje de facto na
utrzymaniu Samochodzika, nie pozbawione są jednocześnie
mocnej żartobliwej nutki. Pewnego rodzaju
ekwilibrystyką słowną jest obszerne wyjaśnienie
historii zamiany rubinów, czyli trzyzdaniowy akapit
zbudowany głównie ze słów "fałszywe" i
"prawdziwe". Trochę nudzą natomiast
powtarzające się kuglarskie popisy Cagliostra, który
co i rusz wyciągał z cudzych kieszeni to jednego, to
drugiego przedstawiciela swojego zwierzyńca. Ale i
Samochodzik miał też podobne odczucia, co zresztą
wreszcie głośno wyraził...
Nie zabrakło również wspaniałego
pościgu za uciekającymi złoczyńcami - wehikuł jak
zwykle pokazał całą swoją klasę, tym piękniej, że
dopiero co naraziwszy swojego właściciela na sporą
porcję kpin i szyderstw. Zarówno pierwsza, jak i druga
rzecz, to akurat stały motyw wszystkich części serii
(wszystkich, oprócz "Człowieka
z UFO"), jednak tu wspaniałe osiągi cudownego
pojazdu pokazane zostały najdobitniej - wreszcie
wehikuł miał okazję ścigać się na prawdziwej
autostradzie. Szkoda tylko, że pozostał on wciąż
pojazdem lądowo-słodkowodnym, nie znalazł bowiem
Nienacki pomysłu na wykorzystanie jego możliwości jako
amfibii, mimo bliskości Zalewu Wiślanego.
Jak zawsze towarzyszą Samochodzikowi
młodzi bohaterowie, tym razem ponownie harcerze, a
jednym z nich jest poznany nad Jeziorakiem Baśka,
zresztą on to właśnie jest niejako sprawcą
wyciągnięcia sprawy schowków płk Koeniga na
światło dzienne. Jak zawsze też Tomasz
z początku pozostaje w tyle za konkurentami, potem
dopiero w miarę rozwoju sytuacji zaczyna zdobywać
przewagę. Tym razem jednak nie cała zasługa leży po
jego stronie, z pomocą przychodzi pani naukowiec z
Politechniki testująca nowe wynalazki. Jeżeli mamy być
szczerzy, to użycie jednego z tych wynalazków -
niestety akurat tego najważniejszego, czyli tzw.
"Asa" - wydaje się nieco naciągane. Lepiej
bywało już, jeżeli, zamiast dysponowania takimi
nadzwyczajnymi środkami, Samochodzik wygrywał choćby
dzięki znalezieniu się w odpowiedniej chwili i w
odpowiednim miejscu i podsłuchaniu akurat tego jednego,
najważniejszego, decydującego fragmentu rozmowy rywali
- tak jak np. w "Wyspie
Złoczyńców". Cóż jednak - czego to się nie
robi dla efektu. A właśnie wykorzystanie
"Asa" do spłatania psikusa Baturze jest
nadzwyczaj efektowne. Dlatego w sumie można to chyba
Nienackiemu wybaczyć.
Po raz pierwszy pojawia się inny oprócz
dyrektora Marczaka pracownik Departamentu Muzeów i
Ochrony Zabytków. Widocznie jednak mgr Pietruszka,
który pracował tam od niedawna, nie sprawdził się w
roli detektywa tak dobrze, jak Pan Samochodzik, gdyż
pierwszy jego występ był zarazem ostatnim, nigdy już
nie pojawił się żadnej innej części przygód.
Zapewne zmienił pracę i zajął się obrazami
flamandzkich mistrzów - przyjąć to należy nawet z
zadowoleniem, bo mimo, że był on raczej postacią z
gatunku lekko groteskowych, to z powodu kilku innych cech
charakteru zupełnie nie wzbudza on sympatii czytelnika.
Sądzić należy, że dyrektor Marczak miał podobne
odczucia, gdyż kolejnego podwładnego przyjął do pracy
dopiero po kilku latach, kiedy szykowała się rozprawa z
Niewidzialnymi.
Mamy za to ponowną rywalizację
Samochodzika z Waldemarem Baturą. Pierwsza konfrontacja
nastąpiła we dworze w Janówce, teraz mamy starcie
drugie. We Fromborku nie ma on jednak okazji popisać
się swoim podobno niebywałym sprytem, odniesione
sukcesy zawdzięcza nie inteligencji, a raczej tylko
szpiegostwu i zwykłemu wykradaniu informacji. Mimo to
Batura wyrasta powoli na głównego przeciwnika i
zostanie to jasno potwierdzone w przyszłości, gdzie
rzeczywiście będziemy mieli okazję podziwiać
doskonałość jego intrygi.
Większości czytelników natomiast
zdecydowanie się nie podoba, to pozbawianie książki
choćby niewielkiej oprawy graficznej (dzieje się tak
np. w wydaniu Warmii),
przede wszystkim uważać należy za wielki błąd brak
rysunku notatek płk Koeniga w liście od Baśki, co
pozbawia czytelnika jakiejkolwiek możliwości
samodzielnego rozwiązywania tajemnicy skrytek, oraz brak
rysunku krzyża z zagadki zadanej dyrektorowi Marczakowi.
Nawet książka z założenia nie zawierająca ilustracji
powinna mieć bezwarunkowo przynajmniej naszkicowane te
dwie rzeczy.
|